Kurz, pot i łzy – HangZhou

Kilka tygodni temu dostaliśmy zaproszenie od Guo Juan 5p na turniej do Hang Zhou. Turniej ten przyciąga silnych zawodników z całej Azji, są oczywiście Chińczycy, Japończycy, Koreańczycy Południowi a także gracze z Korei Północnej. Nie mogliśmy nie skorzystać z takiej okazji i wybraliśmy się zobaczyć jak wygląda porządny azjatycki turniej. Oprócz tego zostaliśmy na turniej zgłoszeni jako jedna drużyna :)

DSC02592

HangZhou jest jednym z najpiękniejszych miast w Chinach, leży blisko Szanghaju, a więc ponad 700 km od Wuhan. W podróż wybraliśmy się nocnym pociągiem, których niestety do najtańszych nie należał, ale spało się znakomicie :) Okazało się, że nauczyciel nie mógł zawieźć nas na stację, więc musieliśmy sami dostać się do dworca i znaleźć nasz pociąg (bilety mieliśmy kupione wcześniej), co okazało się trudniejsze niż przypuszczaliśmy, ale mieliśmy prawie 2h do odjazdu pociągu, więc zdążyliśmy.

Czytaj dalej

Trening w parku

Korzystając z pięknej pogody kilka razy wybraliśmy się do pobliskiego parku postudiować joseki, odtwarzać gry pro i przy okazji zagrać. W parku znajduje się mały skwer z drzewami wokół których są ławki, codziennie Chińczycy grają tu w karty, oczywiście na pieniądze, oraz w chińskie szachy. Usiedliśmy sobie w trójkę na jednej z takich ławek i studiowaliśmy różne warianty joseki, raz ułożyliśmy grę Huang Longshi. Byliśmy jedynymi osobami, które w parku grały w weiqi i do tej pory nigdy nie widzieliśmy nikogo poza szkołą i naszym mieszkaniem grającego w weiqi.


Czytaj dalej

Uwięzieni przez Żółtego Żurawia

W tym tygodniu do naszego wesołego towarzystwa dołączył Vadim, gracz z Rosji. Odebraliśmy go z lotniska w sobotę i po krótkim lunchu od razu zabraliśmy go z Roelem na wycieczkę po mieście, ponieważ przyjechał odwiedzić mnie kolega z Szanghaju. Miałem okazję poznać Xie dwa lata temu, kiedy podróżował po Europie i odwiedzał Polskę. Zatrzymał się wtedy u mnie na kilka tygodni i byliśmy od tego czasu w kontakcie. Vadim jest autorem większości zdjęć z tego posta i pewnie będzie autorem większości z kolejnych – ma przyzwoity aparat i większą wiedzę. Niestety sam nie lubi być fotografowany :(

Xie chciał zobaczyć główną atrakcję Wuhan, czyli Wieżę Żółtego Żurawia. Ponieważ nikt z nas wcześniej tam nie był chętnie się wybraliśmy i po długim spacerze (za każdym razem gdy pytaliśmy o drogę przechodnie mówili, że jeszcze 10 minut) dotarliśmy na miejsce. Niestety było już dość późno i mieliśmy tylko godzinę na zwiedzanie, więc kupiliśmy bilety (80 Yuanów, baardzo drogo). Nie ma sensu opisywać tego co widzieliśmy, poniżej możecie zobaczyć zdjęcia.

Czytaj dalej

Wizyta w więzieniu

W sobotni wieczór wybraliśmy się z Roelem do klubu muzycznego VOX, gdzie miał być grany blues. Po 20 wsiedliśmy w metro i dojechaliśmy na końcową stację Optics Valley Square. Jest to plac otoczony bardzo nowoczesnymi wieżowcami, centrami handlowymi, jest skwer z popiersiami chińskich naukowców i oczywiście tłum ludzi. W pobliżu znajduje się kilka wydziałów uniwersytetów, więc większość ludzi była mniej więcej w naszym wieku, co jest miłą odmianą – mieszkamy w okolicy, która jest zdominowana przez osoby starsze, ciężko określić ich wiek, ale stawiałbym na 50+.

Optics Valley Square:

IMG_0560 IMG_0561
IMG_0563 IMG_0564

Poszukując klubu widzieliśmy mnóstwo straganów z owocami i mobilnych stoisk z jedzeniem, nie skusiliśmy się na spróbowanie, bo nasze żołądki nie są jeszcze w pełni przystosowane i prawdopodobnie jedzenie skończyłoby się nerwowym poszukiwaniem toalety.

Klub znaleźliśmy, ale chcieliśmy również zobaczyć okolicę, więc poszliśmy na spacer po okolicznych uliczkach i… trafiliśmy do więzienia. Czytaj dalej

Trening w Chinach

Od mojego przyjazdu do Chin minęło już prawie 3 tygodnie i trening zaczął sie już na dobre. Wiem, że część osób jest ciekawa jak on wygląda, więc postaram się opisać. Tygodniowy plan przedstawia się następująco:
– w poniedziałki mamy dzień wolny, możemy pozwiedzać miasto i zajmować się swoimi planami
– od wtorku do piątku jest dzień trening. W trakcie dnia mamy za zadanie rozwiązywać tsumego i tesuji oraz studiować joseki. Mamy również jedną grę z nauczycielem (na 3 handicapach), gramy z zegarem 1h + 1x30s BY i potem komentarz do gry. Całość trwa ok. 1.5-2 godzin, czasem dłużej.
Trening może wydawać się mało intensywny, ale część problemów, które dostajemy do rozwiązania są dość trudne i trzeba znajdować niespodziewane (dla mnie) ruchy. W grze na pewno bym o nich nie pomyślał.
– w sobotę i niedzielę jeździmy do szkoły gdzie pierwszą godzinę spędzamy nad nauką joseki (taisha, small avalanche, large avalanche), potem gramy grę z ustalonym otwarciem w oparciu o te joseki a potem gramy jeszcze kilka gier „normalnych”, czyli bez żadnych kamieni na początku. Każda gra rozegrana w szkole jest komentowana przez nauczyciela.
Czytaj dalej

Wizyta w restauracji

Kilka dni temu zamiast jeść kolację w domu nauczyciel ze swoją żoną zabrał nas do restauracji na kolację ze swoimi dwoma uczniami i ich rodzicami. Pojechaliśmy samochodem do restauracji, gdzie czekały na nas już obie rodziny. Obu uczniów poznaliśmy już wcześniej w szkole, obaj około chińskich 5 dan.

Z tego co widziałem do tej pory i co potwierdził Niccolo restauracje w Chinach wyglądają inaczej niż te w naszym kręgu kulturowym. Każdy stół znajduje się w oddzielnym pomieszczeniu. W naszym przypadku w pomieszczeniu znajdował się okrągły stół na 10 osób ze szklanym obrotowym blatem po środku, na którym były ustawiane potrawy. Serwowano różne rodzaje mięs, kilka rodzajów tofu, zupy etc. Nie wszystko nawet potrafię opisać, o istnieniu niektórych nawet nie wiedziałem (np. kotewka orzech wodny – ang. water caltrop http://en.wikipedia.org/wiki/Water_caltrop). Jeśli chodzi o jedzenie to oczywiście było przednie i nie tak ostre jak to, które jemy na co dzień w domu.

Czytaj dalej

Klucz do tańca

Prawie każdego dnia słyszę tradycyjną chińską muzykę na placu przed budynkiem. W niektóre dni muzyka grana jest praktycznie cały dzień, od rana do późnego wieczora (ok 22:00). Z okna widzę również kobiety, które spotykają się wieczorami przy tej muzyce i tańczą. Postanowiłem skorzystać z tego, że Niccolo jest jeszcze w Chinach i wybraliśmy się razem do pobliskiego parku na oglądanie tego zjawiska. Okazuje się, że w zasadzie w każdym w miarę nieruchliwym miejscu, skwerach, podwórkach etc, Chińczycy spotykają się tańczyć. Zjawisko dotyczy praktycznie tylko kobiet. Na takim placyku znajduje się przenośny głośnik (często mocno charczący) z którego dobywa się chińska muzyka, czyli spokojne zawodzenie. Kobiety ustawione luźno w prostokącie i wyginają śmiało ciało. Wśród kobiet jest jedna prowadząca, co jakiś czas pozycję prowadzącej przejmuje ktoś inny. Według cioci Li jest to ich sposób na uprawianie sportu. Widziałem kobiety, które tańczyły z gracją i starały się włożyć dużo wysiłku w ruch, aby był płynny i dokładny. Część natomiast tańczyła jakby pierwszy raz widziała te figury (czy to możliwe?), gubiła się, ruchy były niedbałe.

Czytaj dalej