W każdym tygodniu mamy jeden dzień wolny. Tym razem wybrałem się z Niccolo do świątyni taoistycznej Changchun w Wuhan (Changchun Taoist Temple). Sama świątynia nie jest urzekająca i jeśli ktoś nie potrafi docenić chińskiego stylu prawdopodobnie nie zrobi na nim wielkiego wrażenia. Nie będę opisywał co można znaleźć w środku, to można sprawdzić w przewodnikach czy na stronach biur podróży. Co dla mnie było ciekawe, to sposób w jaki dbano o te zabytki, a raczej jak o nie nie dbano. Niektóre budynki były w słabym stanie, ale to może być kwestia braku środków finansowych na renowacje. Natomiast ilość kurzu na wszystkich pomnikach i elementach wystroju wnętrz była przytłaczająca. „Obsługa” świątyni zdawała się jedynie wymieniać jedzenie przed posążkami i rzeźbami osób przedstawionych w świątyni. Przez resztę czasu siedziała i przysypiała lub zajmowała się smartphonami i tabletami. Otoczenie każdego budynku również przypominało mi raczej bałagan działkowy, a nie atrakcję turystyczną. Wszędzie walały się fragmenty konstrukcyjne budynków: stare dachówki, deski, a nawet stare gaśnice rzucone pod mur, nie wspominając nawet zielsku i krzakach porastających wszystko. Na części budynków były znaki „No visitors” (zakaz wstępu dla zwiedzających) i „keep silence” (zachowaj ciszę), ale robotników z betoniarką chyba zachowywanie ciszy nie obowiązywało Sposób pracy robotników podczas kładzenia chodnika naprawdę zdumiewa, szczególnie myśl, że te konstrukcje wytrzymują choć kilka lat.
Najciekawszą częścią dla mnie podczas zwiedzania świątyni były drzewka bonzai na najwyższym poziomie świątyni. Pierwszy raz widzę te drzewka z tak grubymi pniami!
Po wizycie w świątyni pojechaliśmy do Muzeum Prowincji Hubei w Wuhan i tam było widać, że starają się zachować porządek. Budynki muzeum są nowe i nowocześnie zbudowane, skwer przed muzeum jest bardzo zadbany, wszystkie krzaki przystrzyżone, sadzawka z rybkami w miarę czysta – naprawdę ładny widok. Ponieważ Niccolo był już w tym muzeum i widział część wystawy (muzeum jest naprawdę duże) poszliśmy na wystawę dotyczącą początków ludzi. Widzieliśmy czaszki homo erectus odkrytych na tereniue prowincji Hubei, narzędzia jakimi się posługiwali – różnego kształtu kamienie „wyprofilowane” przez tamtych ludzi do cięcia, kopania etc.
Widzieliśmy również wystawę poświęconą obszarowi prowincji Hubei z okresu ok 5 wieków przed Chrystusem. Zadziwiające, jakie narzędzia już wtedy odlewali z brązu, ale również jak misternie dekorowane były. To nie były zwyczajne miski, wiaderka czy chochle. To były bardzo ładnie zaprojektowane przedmioty (dziś powiedzieli by „dizajnerskie”), z wieloma dekoracjami, które były przy okazji funkcjonalne. Jednym z najbardziej zaskakujących dla mnie przedmiotów, jakie widziałem to szufelka na kurz (dustpan) – tak, to na co zgarniamy śmieci jak zamiatamy podłogę! Jak rozwinięta musiała być ta cywilizacja, skoro mieli nawet takie śmietniczki? To nie jest przedmiot, o którym się myśli na pierwszym miejscu, jak o broni czy naczyniach na żywność. A co to precyzji wykonania najbardziej urzekły mnie szczotki do włosów. Nie wiem jakimi narzędziami byli oni w stanie ponacinać drewno pozostawiając szparę grubości mniej niż dziesiątych części milimetra.
- Grzebień
Innym zadziwiającym osiągnięciem było stworzenie pierwszego sztucznego akwenu wodnego o długości 60km (sic!). Opis akwenu na jednym ze zdjęć.
Dodatkowe przedstawienie było na zakończenie zwiedzania: ponieważ wychodziliśmy kilka minut po 17, a muzeum jest otwarte tylko do 17 widzieliśmy zakończenie pracy ochroniarzy/kustoszy muzeum (tych panów, co stoją w salach i pilnują, żeby nie dotykać eksponatów, ale potrafią też coś powiedzieć). Otóż na skwerze przed muzeum przełożony/dowódca gwizdka na tych miłych panów a ci biegnąć gęsiego z dwóch stron formują dwuszereg i mają zbiórkę. Tyle udało mi się uchwycić na zdjęciach
Ciekawostka na dziś (1): Chińczycy unikają kontaktu wzrokowego. Idąc po ulicy zwyczajnie gapię się na ludzi i choć widzę, że czasem ktoś spojrzy mi w oczy, to zaraz spuszcza wzroku lub odwraca głowę.
Ciekawostka na dziś (2): ile osób trzeba, żeby pomóc przejść przez przejście dla pieszych z sygnalizacją świetlną? Skoro kierowcy nie przejmują się tymi kolorowymi znaczkami i piesi wcale nie pozostają im dłużni, na niektórych przejściach (na każdym przejściu na danym skrzyżowaniu) stoi policjant, który pilnuje, aby ludzie przechodzili tylko na zielonym. Żeby ludzi nie kusiło są jeszcze dwie osoby z szarfą odgradzające ludzi od ulicy. Szarfę opuszczają jak zapali się zielone. Tak się tworzy miejsca pracy! Wracając z muzeum znów spotkaliśmy przejście dla pieszych, którego pilnował policjant stojący pod namiotem, ale przeszliśmy na czerwonym i nawet nie kiwnął palcem.
Ciekawostka goistyczna: Znalezione w książce: Whatever happens, Black must give atari at 6. If one is afraid of ko, one should take up another game.