Wizyta w szpitalu

Jakieś trzy tygodnie w niewyjaśniony sposób pojawiło się na moim piszczelu stłuczenie (nie, nie byłem pijany). Nic groźnego, po prostu trochę zdartej skóry i siniak. Niestety mała ranka po 3 tygodniach wcale nie zagoiła się a zaczęła wyglądać coraz gorzej i paprać się, więc postanowiłem udać się dziś do lekarza, aby zerknął na to swoim skośnym okiem.

Szpital jest ogromny, a w środku wygląda ciekawie. Przygoda zaczyna się od pójścia do recepcji, gdzie dla nowych przybyszów czeka formularz do wypełnienia: imię i nazwisko, coś i data urodzenia. Ot, cały formularz, niestety po chińsku, na szczęście Zen wypełniła za mnie;) Od tej pory w szpitalnych aktach widnieję jako STEFAN. I tyle! Podczas rejestracji dostaje się również papierową kartę chorób oraz kartę magnetyczną do zapisu przebiegu choroby. Wot technika :)

Gabinety są wszystkie otwarte, tak samo jak sale z chorymi i każdy może wejść. Nawet jeśli w środku jest pacjent. Największym zaskoczeniem było dla mnie to, że tam nie ma żadnych kolejek do gabinetów, po prostu to się nie zdarza. Rozwiązanie? Wszyscy pacjenci wchodzą na raz i próbują przekonać lekarza, że teraz jest ich kolei 😀 Tak więc podczas oględzin mojej rany miałem asystę nie tylko dwóch lekarzy, ale i kilku innych pacjentów.

Nogi nie odetną (jeszcze), na razie dostałem maść, która leczy wszystko oprócz głodu w Afryce (na to jest pewnie inna). Maść wygląda pięknie i ma mnóstwo fajnych znaczków na tubce. Gdybym mógł to bym kupił i Wam. Jak umrę to przez to albo pomimo tego.

PS. Krem nazywa się Fucidin (Fusidic Acid Cream), znany również u nas.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>