Pierwszy dzień treningu w szkole

Podczas pobytu w Wuhan mieszkam u nauczyciela w mieszkaniu, jest ze mną jeszcze student z Włoch, który niestety niedługo się zmywa, ale zastąpi go Belg. Każdy z nas ma własny pokój, łóżko jest twarde (deska + kołdra na niej + kołdra do przykrycia) ale nogi mi nie wystają. Chińczycy wcale nie są bardzo niskiego wzrostu! Dziś po raz pierwszy pojechałem do szkoły go. Pobudka ok. 7:10, mycie zębów i ubranie się i wychodzimy. 7:20 jesteśmy w samochodzie, po drodze nauczyciel kupuje nam makaron w przydrożnym stoisku. Około godziny 8:00 jesteśmy na miejscu i poznaję wesołą gromadkę dzieci w wieku 7-10 lat, choć wydają mi się znacznie młodsi. Jest ich dziesięcioro. Pierwszego dnia trafiłem akurat na studiowanie joseki 5-3 i gry z otwarciem opartym na tych joseki. Po jednej takiej grze nauczyciel dał mi szansę zagrać z trójką innych przeciwników, ale już grę „real combat”, czyli nigiri i gramy co chcemy. Przegrałem wszystko 😀 Dzieciaki są mocne, grają świetne kształty, zabezpieczają słabości. Ciężko jest mi w ogóle znaleźć punkt do przejęcia inicjatywy, bo ciągle jestem pod atakiem i nie potrafię odebrać sente. Na pierwszy dzień jestem zachwycony – widzę, że mogę się dużo nauczyć. O czytaniu sekwencji przez te dzieciaki nawet nie ma co mówić, one widzą wszystko na pierwszy rzut oka, a przynajmniej takie sprawiają wrażenie. Biorąc pod uwagę, że niszczą mnie od razu poprzez moją nieznajomość joseki, słabe kształty i niezbyt dobry reading, poszło mi pierwszego dnia nieźle. Starałem się również grać dość szybko, żeby nie przyzwyczajać się do długich gier. Każda gra, którą zagrałem została skomentowana przez nauczyciela.

Dzieciaki w trakcie gry i podczas reszty treningu są niesamowicie głośni, rzucają papierkami, biegają, kopią butelki z wodą i wydają dźwięki o kilka tonów wyższe niż te, które moje uszy znoszą, ale przynajmniej nie rozumiem co mówią, więc jest to szum, który aż tak bardzo nie rozprasza, choć męczy. Lekcje w szkole trwają do 13:00-13:30 i potem wracamy do domu na obiad. Po obiedzie o 15:00 spotkaliśmy się z nauczycielem, który opowiadał nam o zasadach jakimi powinien się kierować biały i czarny w otwarciu. Sporo czasu spędziliśmy na tłumaczeniu sobie nawzajem o co chodzi, bo nauczyciel mówił głównie po chińsku, a jego siostrzeniec jako tłumacz radził sobie też nie najlepiej.
Po wykładzie przyszedł czas na… tak, obiad! Mam wrażenie, że oprócz grania w go i jedzenia nie będę tu wiele więcej robił.

Wieczorem Włoch Niccolo pokazał mi okolicę naszego mieszkania, skoczyliśmy do supermarketu po piwo (chińskie!) i rozmawialiśmy o religiach, memetyce i językach oraz ich wpływie na kulturę.
Jako jedno z osiągnięć tego dnia mogę odnotować dwukrotne przejście przez ulicę. W Europie byśmy może nawet nazwali ją 3-pasmową, ale tu pasy nie istnieją. Po ulicach podróżują wszyscy, w dowolnym kierunku – piesi, rowerzyści, skutery, UFO. Brakuje zwierząt pociągowych, ale pewnie jeszcze je zobaczę. Przejścia dla pieszych i znaki drogowe są chyba po to, aby ludziom było lżej żyć ze świadomością, że im też ktoś coś namalował na asfalcie i postawił jakieś tyczki z tarczami. Nikt się do tego nie stosuje! Ostatnio sami zawracaliśmy na skrzyżowaniu, gdzie były znaki zakaz skrętu w lewo i zakaz zawracania, a porządku na skrzyżowaniu pilnował policjant. No i klaksony, cokolwiek robisz na drodze – ogłoś to klaksonem!

Na dodatek mogę powiedzieć, że 35 stopni i wilgotność ok. 90% to jest zwyczajnie sauna. Dzień dnia, całą dobę. Gdyby nie klimatyzacja w każdym pomieszczeniu pewnie by tych ludzi było mniej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>